Ślub za granicą. Międzynarodowe wesele i ślub w Szwecji.

Chińsko Hinduskie wesele za granicą czyli Yawen & Dhyan i ich ślub w Szwecji

Ślub za granicą – przygoda życia – jak to się zaczęło.

Tak dużo chciałbym napisać, ale jednocześnie nie chciałbym Was zasypać tekstem. Oczywiście zdjęcia są najważniejsze. W przypadku jednak tego ślubu za granicą historia jaka połączyła mnie, Yawen i Dhyana również ma znaczenie. Postaram się w telegraficznym skrócie opisać jak doszło do tego, że znalazłem się na międzynarodowym ślubie w Szwecji.

Początek sierpnia. Środek sezonu ślubnego. Śluby, plenery, obróbka. I pewnego dnia dźwięk whatsappa i widzę wiadomość po Angielsku. Zapytanie o ślub w sierpniu. Ku mojemu zdziwieniu… w 2022 roku. Małą kameralna uroczystość w Szwecji. Tak ślub w Szwecji! Ona jest Chinką, On Hindusem. Mieszkają i pracują w Szwecji i tam chcą wziąć ślub. Wynajęli domek nad morzem, zaprosili kilkoro najlepszych przyjaciół i w ich gronie chcą spędzić jeden z najważniejszych dni w życiu. Szybki rzut oka na kalendarz i tak jak się spodziewałem… zajęty termin. Nic nie mogłem w tej sytuacji zrobić. Nie mam w ofercie jeszcze fotografowania dwóch ślubów w tym samym dniu. Tym bardziej w odległości prawie 2 tysięcy kilometrów od siebie. Porozmawialiśmy trochę, ale nie chciałem już więcej słuchać jak będzie tam wspaniale. Nie chciałem jeszcze bardziej się dołować, że nie mogę jechać. Z drugiej strony za nic nie chciałem przeoczyć wesela za granicą.

Ekspresowa organizacja przed weselem za granicą

Ten zajęty termin jednak nie dawał mi spokoju. Sprawdziłem dokładniej i okazało się, że będąc na reportażu dostałem wiadomość od Pani młodej, że ten sierpniowy termin przenoszą na rok 2023. Po prostu nie usunąłem tego z mojego kalendarza będąc w wirze pracy na ślubie. W pierwszej sekundzie szok i niedowierzanie. W drugiej rzuciłem się na telefon i napisałem do Yawen. Wtedy już pisaliśmy konkretnie o szczegółach. Złapaliśmy świetny kontakt i po ustaleniu detali zdecydowali się, żebym to ja sfotografował ich ślub w Szwecji. Po chwili ekscytacji dotarło do mnie, że ślub jest za 3 tygodnie i muszę zająć się logistyką, transportem i zrobić wszystko żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik z mojej strony.

Ślub odbywał się w sobotę. Początkowo rozważałem samolot, ale nie potrafię za bardzo spakować się w mały podręczny bagaż. Poza tym długie oczekiwanie na przesiadki na lotniskach nie zachęcało. Postanowiłem wyjechać z Rzeszowa Pendolino w czwartek o 6 rano. Po małych perturbacjach gdy już usiadłem w fotelu Polskiego flagowego wagonu poczułem, że to się dzieje naprawdę. Spakowałem swój plecak fotograficzny i wyruszyłem w najdalszą ślubną podróż w życiu. Wiem, że moi znajomi z branży pracujący na co dzień jako “destination photographer” mogą śmiać się w tej chwili z politowaniem, ale dla mnie było to duże wydarzenie – ślub i wesele za granicą to nie lada gratka.

Pendolino dojechało szczęśliwie do Gdyni. Tam kilka godzin odpoczynku. Choć podróż to był czysty relaks. Cisza spokój, praca jak w biurze. O 21 kolejny etap. Prom. I to była nowość większa niż samolot czy pociąg. Pływałem żaglówkami na Solinie i Vikingiem w Kołobrzegu. Jednak gdy do portu wpłyną mój środek transportu to byłem w szoku. Naprawdę prom robi wrażenie. W środku jeszcze większe. Wszelkie obawy rozwiane. Ułożyłem się wygodnie w kajucie i postanowiłem się wyspać przed kolejnym etapem. Rano, gdy dopłynęliśmy już do Szwedzkiego wybrzeża miałem już zaplanowane dalsze etapy podróży na ten niezwykły międzynarodowy ślub w Szwecji. Dwoma autobusami dostałem się do miasteczka w którym czekali już na mnie na dworcu Yawen i Dhyan.

Ślub w Szwecji – początek mojej skandynawskiej przygody.

W tym momencie, gdy wysiadając zobaczyłem ich roześmiane twarze wszelkie obawy zniknęły. Wspaniali ludzie. Otwarci, pogodni, zakochani. Od początku potraktowali mnie jakbyśmy znali się od lat. Na etapie naszej rozmowy na whatsappie Yawen wyraźnie zaznaczyła, że nie chcą żebym był tam jedynie fotografem, ale też częścią ich dnia ślubu. I tak było przez cały mój pobyt z nimi. Dotarliśmy do domku nad morzem. Wieczorem zaplanowaliśmy sesję narzeczeńską. Ale zanim się na nią udaliśmy pozwoliłem sobie na chwilę odpoczynku w jaccuzi. A jak! Do jaccuzi jeszcze wrócimy pod koniec bo to ważny element imprezy poślubnej naszych bohaterów. Wieczorem wyruszyliśmy do oddalonej 100km miejscowości nad morzem. I tutaj zaczyna się kolejna część.

Sesja przedślubna nad Bałtykiem w innym wydaniu.

Tak. Tytuł się zgadza. Jakby na to nie patrzeć jest to Bałtyk. Jednak w naszym wydaniu już nie była to sesja nad Polskim morzem. Bałtyk po stronie Szwedzkiej, a właściwie jego wybrzeże potrafi przybierać całkowicie inne formy niż na naszych rodzimych plażach. Trafiliśmy na miejsce z wyjątkowymi formacjami skalnymi, kamienistym zejściem do morza. Pozwoliłem im trochę pospacerować. Chciałem żeby poczuli się swobodnie tak by w dniu ślubu za granicą nie czuli stresu.

Sam potrzebowałem się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Okazało się, że świetnie się dogadujemy. Zarówno prywatnie jak i podczas fotografowania. Yawen zadbała o wszelkie detale. Zabrała ze sobą wachlarz i parasolkę z motywami Chińskimi co nawiązywało do jej korzeni. Ogólnie podczas fotografowania ciągle podpytywałem o różne kwestie związane z ich kulturą, zwyczajami. To bardzo ciekawe doświadczenie gdy spotykają się 3 osoby, z różnych światów i wymieniają się doświadczeniami. Po etapie spontanicznego fotografowania nie mogłem odpuścić sobie wykorzystania kreatywnego oświetlenia podczas sesji. Nie po to jechałem pociągiem, promem, autobusem i ciągnąłem ze sobą kilogramy sprzętu żeby nie wykorzystać ich podczas zdjęć ślubnych za granicą. W ruch poszły lampy błyskowe i udało się nam na Szwedzkim wybrzeżu stworzyć całkiem ciekawe fotografie.

Before party w gronie przyjaciół. Dzień przed ślubem w Szwecji.

Po skończonej sesji wróciliśmy do domu. Na miejscu byli już wszyscy zaproszeni goście. Wspaniale było patrzeć na wzruszenia i łzy radości, które towarzyszyły im w momencie gdy spotykali się po latach ze swoimi przyjaciółmi. Widać było, że to osoby, które wiele znaczą w ich życiu. Rozmów i opowieści nie było końca. Między czasie dekorowanie domu na kolejny dzień, przygotowania i planowanie szwedzkiego wesela. Choć jak dziś o tym myślę to nijak miało się to do weselnej nerwówki jaką czasem oglądam fotografując w Polsce. Wszyscy podchodzili do dnia ślubu totalnie na luzie. Bez stresu i zamartwiania się czy już wszystko dopięte na ostatni guzik. Czekał nas już tylko kulminacyjny, długo wyczekiwany dzień ślubu za granicą w pięknym skandynawskim otoczeniu.

Ślub w Szwecji. Impreza w domku nad morzem.

Kolejny dzień rozpoczął się spokojnie i nic nie wskazywało, że to dzień zagranicznego ślubu. Wspólne śniadanie, kawka, chillout na leżakach. Naprawdę moglibyśmy się uczyć od nich takiego opanowania emocji i zdrowego podejścia. Jako przykład mogę Wam powiedzieć, że jeszcze na godzinę przed ślubem jadłem burgery w centrum miasta z Dhyanem. Raczej nie do pomyślenia w przypadku rodzimych reportaży ślubnych. Może to będzie moja nowa tradycja na ślub i wesele za granicą? Mimo, że nie były to typowe przygotowania ślubne to przywiozłem z tego dnia naprawdę sporo materiału. Starałem się skupiać głównie na ludziach, emocjach, sytuacjach pomiędzy ważnymi momentami. Tu nie ma różnicy między polskim a zagranicznym ślubem. Chciałem łapać każdy znaczący element i niczego nie pominąć. A jednocześnie robiłem to w atmosferze totalnego spokoju. Emocje i nastrój jaki panował udzielił się mi i dzięki temu mogłem poświęcić się w stu procentach budowaniu ich ślubnej opowieści z ich dnia szwedzkiego ślubu.

Podczas przygotowań ślubnych u Pani młodej zaskoczyło mnie jak dziewczyny potrafiły być naturalne, swobodne. Jak bardzo wszystko żyło swoim życiem w mieszkaniu Yawen i toczyło się bez mojego udziału. To bardzo istotne dla fotografa w takim momencie. Mogłem się totalnie wczuć w rolę narratora tej opowieści. Co ciekawe takie elementy jak suknia ślubna, detale, czyli rzeczy bardzo “obowiązkowe” dotychczas zeszły na dalszy plan. Liczyły się emocje jakie panowały wokół. Była pizza, kilka kadrów ze słodkim królikiem Pani młodej a potem wreszcie wyjazd do miejsca gdzie miała nastąpić kulminacja tego dnia. Ślub w Szwecji naszej zakochanej pary.

Pani młoda z dziewczynami dotarła na miejsce jako pierwsza. Mała sala ślubów w umieszczona w pięknym rynku. Czekaliśmy z niecierpliwością aż pan młody ze swoją ekipą pojawią się na miejscu. Wreszcie zobaczyliśmy ich jak przemierzali rynek. Szybkie poprawienie muchy i nasza para mogła się spotkać. Sam ślub w Szwecji przebiegał w mocno emocjonującej atmosferze. Uśmiechy, łzy, uściski. Naprawdę pięknie oglądało się to, jak potrafili okazywać sobie emocje. Wszystko było tak naturalne i prawdziwe. Piękne po prostu. Po ceremonii miała miejsce ciekawa sytuacja. Z racji tego, że rodzice naszej pary młodej byli oddaleni od nowożeńców i od siebie o tysiące kilometrów to Yawen i Dhyan postanowili zorganizować ich spotkanie… na video rozmowie. Możecie zobaczyć na zdjęciach ile emocji towarzyszyło temu spotkaniu.

W przypadku ślubów w Polsce po ceremonii zazwyczaj wszyscy pospiesznie udają się do lokalu weselnego. Było zdecydowanie inaczej. Zrobiliśmy kilka zdjęć na rynku, potem bez pośpiechu pospacerowaliśmy po okolicy. Między innymi po zabudowaniach XII wiecznego zamku usytuowanego nad brzegiem morza. Potem krótka podróż na miejsce imprezy “weselnej” i dopiero teraz przyszło mi się przekonać jak bardzo niestandardowa będzie to impreza. Wesele w Szwecji to jednak co innego niż u nas.

Ślub i wesele za granicą. Prawdziwe slow wedding w Szwedzkim wydaniu.

Po powrocie do domu zabraliśmy się za przygotowanie imprezy. Momentami w jednej ręce trzymałem aparat a w drugiej niosłem stół albo układałem sztućce. To przyszło naturalnie. Po prostu czułem się tam jakbym był częścią tego dnia szwedzkiego wesela. Nie tylko fotografem będącym w pracy. Dzięki temu jeszcze bardziej mogłem wejść z aparatem między ludzi. Nikt nie czuł się skrępowany, nikt nie pozował. Warunki do pracy idealne. Był czas na życzenia, był tort weselny. Było niesamowicie dużo rozmów, wspominania czasów studiów. Pary opowiadały o tym jak się poznały. Przyjaciele pary młodej wspominali o tym jak ich życia przeplatały się ze sobą na etapie studiów i tuż po. Takie rozmowy, deklamacje i przemówienia na weselu za granicą to chleb powszedni. Myślę, że jest to coś o czym często zapomina się podczas wesela. Zawsze przypominam moim parom żeby tak bardzo nie skupiać się na organizacji w dniu imprezy. Choć z drugiej strony podczas tego ślubu w Szwecji nie było ekipy która obsługiwałaby gości. Nie było zespołu, który przygrywałby do tańca. Tu nie było w ogóle tańca! To było po prostu chill-outowe przyjęcie weselne za granicą w duchu prawdziwego slow wedding. Mimo wszystko przez spokojne, zdrowe podejście wszystko przebiegało we wspaniałej atmosferze. Dodam jeszcze jako ciekawostkę, że porównując to “wesele” do polskich realiów można uznać, że praktycznie nie było alkoholu. Nie był potrzebny. Były za to luźne stroje. Sam tę imprezę sfotografowałem będąc w spodenkach i japonkach. Tak swobodnie nie czułem się jeszcze nigdy będąc w pracy. Chyba polubię te wesela za granicą.

Relaks na finiszu wesela za granicą

Wieczorem odsłoniliśmy jaccuzi. Gorąca woda i bombelki to było coś czego potrzebowali wszyscy po pełnym emocji dniu. Gdy już wszyscy wszyscy weselnicy napili się piwka/drinka w jaccuzi postanowiłem zabrać na chwilę moich nowożeńców. Chciałem mieć ich na wyłączność. Zrobiliśmy krótką, ale bardzo zmysłową, klimatyczną sesję w jaccuzi. Wszechobecna para wodna, odpowiednie ustawienie lamp i dekoracje przygotowane przez przyjaciółki Yawen pozwoliły zbudować całkiem przyjemne warunki.

I tak się skończyła moja przygoda z zagranicznym ślubem w Szwecji. To było wspaniałe doświadczenie. Spotkanie się z innymi kulturami, zwyczajami. Poznanie wyjątkowych osób, które zaufały mi i zaprosiły do Siebie. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was na zbiór kadrów, które wybrałem do tego wpisu o ślubie za granicą. Pozwoliłem sobie wrzucić dwa ostatnie zdjęcia trochę spoza konkursu. Można powiedzieć, że nie ślubne i nie związane z tematem, jednak związane z moją podróżą a w tym przypadku oprócz bycia fotografem czułem się również uczestnikiem tego co się działo. Zapraszam na historię ślubu w Szwecji – Yawen i Dhyana.

Picnook - online blogging tool

Spodobał Ci się ślub w Szwecji i idea wesela za granicą? Zobacz moją sesję ślubną za granicą wykonaną w Wenecji.

Jeśli ten wpis Cię zainteresował, to zapraszam również do innych ślubnych historii:

9 komentarzy

  1. Widać, że wszystko co na zdjęciach jest szczere i prawdziwe. Bez powielania schematów, zbędnego pompowania, to jest poprostu Ich chwila. Super! ❤️

Komentarze